Zobaczył cierpienie chorych i został z Nimi do końca swojego życia
Rozmowa z bratem Ambrożym Maria OH.
Jak to się stało, że Jan Boży, który jako młody chłopak uciekł z domu szukać przygód, który w młodości był żołnierzem, brał udział w wojnie hiszpańsko-francuskiej i pomaszerował aż pod Wiedeń, nie tylko zmienia się, nawraca, ale także postanawia opiekować się chorymi, zakłada Zakon Bonifratrów?
Najpierw było rzeczywiście nawrócenie, a to jak radykalnie zrobił to Jan Boży doprowadziło go do tego, że zetknął się z chorymi, zobaczył ich cierpienie. Zobaczył, że wieloma z nich nikt się nie zajmuje i zdecydował, że on to będzie robił. Ale po kolei – będąc jeszcze, jako „poszukiwacz przygód”, w Grenadzie – słucha kazania świętego Jana z Ailli. I wtedy Bóg dotyka Go łaską nawrócenia i to w tak dogłębny sposób, że jego dotychczasowy styl życia jest już dla niego nie do przyjęcia. Odtąd chce żyć i żyje tylko dla Boga, całkowicie Mu ufając: „W każdym razie trzeba zdać się na wolę Boga, bo On najlepiej wszystko wie” (List do Ludwika Baptysty 6, 4). Staje się nowym człowiekiem, zmienia się tak zdecydowanie, że zostaje posądzony o to, że stracił rozum. Trafia do szpitala dla umysłowo chorych, tam widzi, jak bardzo chorzy potrzebują opieki. I już wie co będzie robił – kiedy wychodzi ze szpitala, oddaje się całkowicie cierpiącym z powodu różnych chorób. Około 1538 roku w Grenadzie, w ubogim, wynajętym domu urządza przytułek, opiekuje się chorymi, zbiera datki na utrzymanie przytułku, organizuje chorym opiekę medyczną i duchową. Coraz bardziej rośnie w nim świadomość tego, że został wezwany przez Boga do opieki nad Chrystusem cierpiącym w drugim człowieku. Zbiera z ulic Grenady wszystkich tych, którzy potrzebują jego pomocy i opiekuje się nimi karmiąc ich i towarzysząc im w dzień i w nocy.
To dlatego Grenada jest od zawsze wiązana z Bonifratrami, a owoc granatu jest herbem zakonu?
Tak, w Grenadzie ma początek nasz zakon, granada to po hiszpańsku owoc granatu. I to dzieło naszego założyciela, jego duch i charyzmat, trwa na całym świecie od ponad 485 lat, zachowując stale swoją żywotność. Jan Boży opiekuje się chorymi według swojego stylu, to znaczy z wielką miłością i dobrocią, wykorzystując wszelkie możliwe środki dla dobra duszy i ciała. Od samego początku pojawiają się osoby, które włączają się w jego dzieło, w skuteczną pomoc: darczyńcy, wolontariusze, pracownicy i uczniowie, z których w 1540 roku rodzi się wspólnota zakonna – na początku świecka, bo dopiero w 1572 roku nasz zakon – Zakon Bonifratrów – zatwierdził papież Pius V. Nie sposób nie żywić do osoby naszego Ojca Jana uczuć miłości i entuzjazmu, które pomagają nam stawać sią takimi, jakim był on sam. W pierwszej biografii Jana Bożego Franciszek de Castro opisuje postawę i zaangażowanie jednego ze świeckich współpracowników Jana Bożego o imieniu Angulo pisząc, że „był we wszystkim podobny do Jana”. I ta cecha po dzień dzisiejszy powinna wyróżniać współpracowników naszych dzieł apostolskich, licznie reprezentowanych przez laikat, a szczególnie personel, któremu powierza się kierownicze stanowiska w zarządzaniu bonifraterskimi placówkami medycznymi i pomocy społecznej. Warto dodać, że Jan Boży został ustanowiony przez Kościół niebieskim patronem chorych, szpitali, pielęgniarzy i katolickich stowarzyszeń pielęgniarskich.
Po niezwykle płodnym duchowo, wypełnionym ciężką pracą życiu, schorowany i wycieńczony Jan Boży umiera w 1550 roku, ale jego dzieło trwa nadal i to nie tylko w Grenadzie…
Kontynuują je jego duchowi synowie – już w XVI wieku duch Jana Bożego zostaje zaszczepiony poza Grenadą, dociera do coraz bardziej odległych miejsc. Dzisiaj św. Jan Boży żyje w swoich dziełach na pięciu kontynentach, w ponad pięćdziesięciu krajach. Warto nadmienić, że losy zakonu były i są burzliwe, bowiem bonifratrzy zawsze wykazywali gotowość do działania wszędzie, także tam, gdzie byli najmocniej potrzebni, w miejscach, gdzie toczyły się wojny, pojawiały się epidemie. Na podkreślenie zasługuje to pełne poświęcenie naszych współbraci w służbie chorym, które w wielu wypadkach powodowało, że bonifratrzy zarażali się od chorych, których usiłowali leczyć. Wielu naszych braci pracujących od Ameryki po Filipiny, od Polski po Hiszpanię, przypłaciło swoje oddanie powołaniu męczeństwem. Obecnie również posługujemy w miejscach, gdzie trwają wojny. Nieocenione znaczenie ma sama obecność, trwanie z tymi, którzy doświadczają tragicznych działań wojennych. Tak jest na przykład w Afryce, gdzie toczą się krwawe konflikty, bezpośrednio dotykające nasze dzieła: w Batibo w Kamerunie, na południu Burkina Faso, na granicy z Beninem, gdzie prowadzimy dwa dzieła, jedno w Tanquieta, a drugie w Porga i w Mozambiku w prowincji Nampula. 24 lutego minęła pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę, gdzie polscy bonifratrzy pełnią posługę między innymi w Drohobyczu. Bracia od samego początku postanowili pozostać ze swoimi podopiecznymi, pomagając i dzieląc się tym, co mają i otrzymują dzięki akcjom pomocowym z Polski i z innych prowincji naszego zakonu. We wszystkich tych miejscach udzielana jest pomoc medyczna i socjalna niejednokrotnie z narażeniem życia włącznie.
Przypomnijmy jeszcze chociaż niektórych braci – kontynuatorów dzieła świętego Jana Bożego – którzy też mocno zapisali się w historii zakonu i patronują wielu bonifraterskim placówkom, konwentom.
Zacznę od świętego Jana Grande (1546-1600), człowieka niezmiernie dobrego i wielkodusznego, który żył w czasach początków naszego zakonu w Hiszpanii. Założył w Jerez szpital dla nieuleczalnie chorych, a w 1574 przyłączył się do bonifratrów wraz z grupą swoich zwolenników i szpitalem, który prowadził. Oddał życie jako ofiara epidemii dżumy w Jerez. Święty Benedykt Menni, kapłan – został wysłany przez generała bonifratrów do odnowy zakonu w Hiszpanii, Portugalii i w Ameryce Łacińskiej. Udało mu się odnowić rodzinę zakonną, założył wiele dzieł apostolskich i powołał do istnienia żeńskie Zgromadzenie Sióstr Szpitalnych Najświętszego Serca Pana Jezusa. Święty Ryszard Pampurii (1897-1930) jest z kolei świętym naszych czasów: pogodny, prosty, pokorny, kompetentny oddany chorym lekarz, apostoł, odznaczający się głęboką wiarą i można rzec świadek Boga we wszystkim co robił. Błogosławieni Brauliusz Maria Corres i 94 Towarzyszy Męczenników to bonifratrzy, którzy zginęli męczeńską śmiercią podczas wojny domowej w Hiszpanii i którzy wraz z innymi męczennikami są wzorem szpitalnictwa i świadkami wiary. Są wśród nich dojrzali mężczyźni i młodzieńcy, bracia prości i wykształceni, piastujący odpowiedzialne funkcje. Wszyscy oni w obliczu śmierci dochowali wierności Chrystusowi. Błogosławiony Eustachiusz Kugler (1867-1946), w czasie II wojny światowej prowincjał bonifratrów w Bawarii. Wyróżniał się głęboką duchowością, nieprzeciętną wiarą i z wielką gorliwością posługiwał chorym, był pokorny, opiekuńczy, pełen miłosierdzia, nocami czuwał przed Najświętszym Sakramentem, był rozmiłowany w modlitwie różańcowej. Błogosławiony Józef Eulalio Valdes (1820-1889), to kubański bonifrater, który mawiał, że jego umiłowanymi braćmi są ubodzy, bezdomni, niewolnicy, więźniowie, opuszczone dzieci i starcy, chorzy, trędowaci i umierający, których wielkodusznie leczył i opiekował się nimi. Wiódł życie pokorne i bardzo ubogie, jednak bogate w cnoty i świadectwo ewangeliczne. Obecnie toczą się procesy beatyfikacyjne Czcigodnych Sług Bożych: Franciszka Camacho i Wiliama Gagnon, a także procesy informacyjne Sług Bożych: Pietro Maria de Giovanni, Francesco Dermelas, Giovanni di Dio de Magallon, Antonio Martin, Antonio Rangel Macias, Bonifacio Bonillo Fernandez, Adriano del Cerno Sanchez, Emanuele Naqueira, i Fortunato Thanhauser. Z wdzięcznością wspominamy także naszych polskich współbraci: Bonifacego Czerwińskiego, doktora Ludwika Perzynę czy Joachima Antoniego Niedbała.
Jak bonifratrzy radzą sobie obecnie, kiedy jest o wiele mniej powołań do zakonu, jak w obecnych czasach starają się realizować dzieło swojego założyciela?
Rzeczywiście stale zmniejsza się liczba braci w naszych konwentach, ale mamy tę świadomość, że święty Jan Boży wciąż żyje w nas, w naszych współpracownikach, wolontariuszach, darczyńcach, chorych, a także w dziełach przez nas prowadzonych – przecież jest on naszym niebieskim patronem. Wierzymy, że wciąż nam doradza, podpowiada jak działać, przypomina, żeby ufać Bogu. Powtarzamy więc za św. Janem Bożym: „Błądzisz tu i tam jak łódź bez wioseł, ja zaś często popadam w zwątpienia… Obydwaj więc nie wiemy co czynić, lecz Bóg, który wie wszystko, może przyjść nam z pomocą. Oby udzielił nam łaski. ( List Jana Bożego do Ludwika Baptysty), albo: „Myślę, że Jezus Chrystus przyjdzie z pomocą” (Drugi list do Guttiere Lasso). I idziemy naprzód – nasza Polska Prowincja pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w ostatnim czasie dokonała wiele odważnych zmian strukturalnych dzieł szpitalnych, włączamy coraz większą liczbę świeckich współpracowników, którzy są spadkobiercami charyzmatu, duchowości i misji wspólnie realizowanej z braćmi. Możemy więc powiedzieć, że poprzez nas i wszystkich tych, którzy stanowią Rodzinę Szpitalną Zakonu, Jan Boży żyje i jest obecny pośród nas wczoraj i dziś. Niech droga, która jest przed nami, dzięki naszej modlitwie, całkowitemu oddaniu Bogu i wierności powołaniu szpitalnemu uzdalnia nas do niesienia w kolejne lata tego pięknego dzieła, które zapoczątkował w Kościele nasz założyciel i nasz patron.
Rozmawiał Bartosz Chmiela